W każdą niedzielę Pitchfork dogłębnie przygląda się znacznemu albumowi z przeszłości, a każda płyta, która nie znajduje się w naszym archiwum jest do tego uprawniona. Dziś wracamy do debiutu Craiga Davida, garażowej parady przebojów, która stała się zatrutym kielichem dla jego twórcy.

Potrzeba było 15 lat, by oczyścić jego nazwisko. Słodki, chłopięcy Craig, dobry jak złoto, znęcał się nad swoim marzeniem. Jak do tego doszło? Gwiazda urodzona z brytyjskiego garażu, ale uważana za przypis w nim. Born To Do It, wieloplatynowa parada przebojów, która skodyfikowała postrzeganie UKG przez szerszy świat, zredukowana do drobnego nubu żartu. Tak długo, jak długo istniało piętno związane z dźwiękiem, tak długo istniało piętno związane z jego pin-upem.

Brytyjski garaż początkowo inkubował się w pubach południowego Londynu, gdy DJ-y rozbijał płyty amerykańskiego garażu dla brzęczących kruczków, którzy chcieli wepchnąć to uczucie w niedzielne popołudnie. Kawałek taki jak "Closer (Swing to Mood Dub)" Mood II Swing'a był dynamitem, kołyszącym się w jazzie, ale zakotwiczonym przez twardą i nieugiętą perkusję. W Toddzie Edwardsie, scena miała wczesnego unifiera, piskliwego czarodzieja z New Jersey, który oddał się Bogu pierwszy, garaż drugi. Jego "Saved My Life" został wydany w 1995 roku, ale przez lata pozostawał w rotacji w miarę rozwoju UKG, co stanowiło punkt odniesienia dla tego, jak kreatywny może stać się format w odpowiednim czasie. Edwards pokazał, że niekoniecznie trzeba być renegatem klubowego dzieciaka, aby wyciąć go w tym nowym świecie.

Brytyjscy producenci podnieśli stawkę, co sprawiło, że bassline'y stały się bardziej wyraziste i zmieniło kierunek rozwoju garage house'u, tak że MC przechodzący z hardcore'owych i jungle raves mogli znaleźć chwile w setach DJ-owskich, aby dowodzić i podbijać taniec. W 1997 roku biadolący remiks Tiny Moore's minor R&B "Never Gonna Let You Go" w wykonaniu Kelly G był radiowym przebojem, łamiącym drzwi do popularyzacji 2-stopniowego przeboju. Ten wariant wziął lekko wahadłowe bębny UKG i uczynił je outright skippy. Nawet jeśli to początkowo złapało nieświadomych płaskostopia w próbie podążania za rowkiem, dominujące głosy żeńskie wypełniły przestrzeń pozostawioną otwartą po odjęciu stałego impulsu kopnięcia z czterech na piętro. Homegrowani śpiewacy, jak Shola Ama, Kele Le Roc i Anita Kelsey, dali słuchaczom coś pociągającego do zatrzaśnięcia się, a także balansowali na mikrokosmosie.

Do 1999 roku, brytyjski garaż stał się narodowy. Nieważne, czy był szybki, czy duszny, czy skakał, nastrój chwili był odurzający. Za każdym razem, gdy słońce było daleko od danego miejsca w Wielkiej Brytanii, tak więc pozory celebruje się porywem - UKG wysadzanym z samochodów, rykoszetowanym po tarasach komunalnych i towarzyszącym mu dymem z grilla na jego skręcie w górę do nieba. Ludzie przebrali się na tańce: bez kapeluszy, bez kapturów, bez trenerów; wszystkie uśmiechy, wszystko ładnie 'n' dojrzałe. Szampan zastąpił H2O w krwiobiegu. Czasy były tak dobre, jak mogły być.

Kiedy w pierwszym dniu nowego tysiąclecia Wielka Brytania najwyraźniej opanowała kuchnię, piosenka o nazwie "Re-Rewind" krążyła wokół szczytów list przebojów. Jej otwarcie w trzy sekundy to efektowny skok windy do wszystkiego, co atrakcyjne w garażu: dudnienie głośnika niskotonowego, obracanie głowicą SFX (w tym przypadku tłukące się szkło), anglikowane "selec-tah", a następnie werbel, który wyrzuca nas do przodu w kluczowych akordach - i, niezmiennie, korkociągnięcie.

"Re-Rewind" był pierwszym z siedmiu brytyjskich hitów w pierwszej dziesiątce w 2000 roku, udostępnionych przez Craiga Davida i jego producenta Marka Hilla, połowę duetu DJ'skiego Artful Dodger. April's racy follow-up "Fill Me In", tym razem uznany za solowy debiut Davida, nakręcony do numeru 1, czyniąc go najmłodszym artystą w historii brytyjskiej listy przebojów, który otworzył swoje konto na szczycie. Wielkim błędem w pamięci o Born To Do It jest to, że garaż kończy się tam. "Re-Rewind" i "Fill Me In" tworzą podwójną helisę komercyjnego DNA UKG, zszywki każdej tematycznej imprezy, brunchu, rejsu i symfonii od tamtej pory - ale reszta albumu to ledwie garażowa płyta w ogóle. Mimo, że pozostała żyłka i afektacje, jej serce nie było w kulturze soundsystemowej: David chciał być gwiazdą R&B, i to amerykańską.

Przypadkowe spotkanie Davida i Hilla doprowadziło w 1998 roku do zaproszenia wokalisty do skorzystania z podstawowej pracowni Hilla i opracowania własnego materiału. Poza singlami, które po wejściu w szeregi dyrekcji zostały dodatkowo wypolerowane, większość utworów na Born to Do It to dema z tych sesji, które nigdy nie wymagały dalszego miksowania. Niewiele bitów na płycie może świadczyć o oryginalności: pizzicato, syntezator basowy i harfowe ripple w stylu Darkchilda pochodzą z sampli, składanych jak gdyby ręcznie. Hill wiedział jak zamaskować braki w jego konfiguracji, w tym za pomocą uderzenia odbijającej się piłki koszykarskiej z biblioteki efektów dźwiękowych BBC, aby nadać basowi w niektórych utworach dodatkową wagę. ("Re-Rewind" rozbite szkło zostało przynajmniej zrobione na żywo w studio, dla tego autentycznego uczucia rozbicia i wejścia).

Produkcja może i jest standardową taryfą miejscami, ale to dobrze, bo David jest gwiazdą tego show, kroczy swoją drogą do świata, w którym jest alfa shaggerem. Dorastając z muzyką Terence'a Trenta D'Arby'ego i Michaela Jacksona, zrozumiał jak można wydestylować pewność siebie do formuły i rozlewać do masowej konsumpcji. All over Born To Do It are spirititative imitations of silky-smooth loverman jams that made their way over the ocean in the late '90s. Końcówka kapelusza do "Nice & Slow" Ushera, mała przeduchomna wzmianka o "Gettin' Jiggy With It", kilka sekund rymów Busta Rhymesa "Put Your Hands Where My Eyes Could See" połączonych w "Time to Party" - a dlaczego nie? Jego występ był bezczelny, ale nikt nie kazał mu przestać.

Z "Booty Man" David interpoluje rymowankę "One, Two, Buckle My Shoe" i "Candy Man" Willy'ego Wonki, a następnie podaje adres URL do jego strony głównej, jak gdyby reklamował sprzedaż mebli w internecie 1.0. Gdy "7 Dni" wślizguje się w swój finałowy kalendarzowy chór, wylewa się z niego warcząca sylaba, niemal na pewno nagrana z zamkniętymi oczami piosenkarza i jedną ręką, śledzącą nuty w powietrzu. A na "Can't Be Messin' Around", odpowiedniku własnego przeboju Hilla "Please Don't Turn Me On", David pozostaje rycerski, gdyż odrzuca zaloty niedoszłych zalotników. Manewrując po parkiecie z dziewczyną na głowie, David wciąż udaje mu się zrzucić bombę atomową: "Girl I must admit/You're looking real fit" - taka linia, którą Mike Skinner zatrzasnąłby potem z boozy glae jak Ulice, dostarczona tutaj z fedora-doffing manierami dżentelmena.

Born To Do It is a binary-busting mesh of good and bad, corny to the point of inanity but with charisma to pull it off. Na każdym kroku, Brytyjczyk w nim nie mógł się powstrzymać od wyskoczenia: archetypiczny rodzaj ćwierkania ucznia, który szopki gawędzi linie od chłopaków magów i może zrobić zły a cappella renderowania Soul II Soul "Powrót do życia" na znak; król małych i być może średnich rozmowy, ale jeden, który flounders podczas pływania do głębszych wodach niż to. Nawet podczas próby jacuzzi i wina z dziewczyną z sąsiedztwa, zastanawia się, czy jej rodzice "pewnego dnia mogą się zgodzić?" Ludzie oszaleli.

Do 2001 r., gdy jego ojczyste terytorium zostało wylizane, nadszedł czas, by złamać Amerykę Północną. "7 dni" było wyjątkowym sukcesem, jego krytykowany przez PG tekst i łaciński styl, idealny na rynek wciąż tłusty na materialnych zdobyczach hitów takich jak "Get It On Tonite" Montella Jordana i "Maria Maria" Santany. Prasa była nieprzekonana, ale zostawił ślad: Przyłóż ucho do mixtape'u Drake'a z 2007 roku, który wyciął "Bliżej" i usłysz jak krzyczy "Racin' through the back streets/On my Craig David shit/The Artful Dodger, Shola Ama". David został nawet zaproszony przez administrację Busha do występu na koncercie w Białym Domu. Szkło wiecznie do połowy wypełnione, przyjął, choć nigdy nie wypaliło. "Nie wiem, dlaczego do tego nie doszło", zastanawiał się później. "Chyba coś robiłem, a on miał wojnę."

Podczas gdy na tej ofensywie uroku, ciemna chmura przetaczała się nad słoneczną domeną brytyjskiego garażu. Grubsze dzieciaki wkroczyły do walki, na wzór rozległego kolektywu So Solid Crew i związanego z nim bad-boy duetu Oxide & Neutrino, przynosząc ze sobą prawdziwą granicę zagrożenia. Komitety - formalne, w stylu mafii, sit-downs - zostały założone już w 1999 roku przez starszych szefów, aby rozstrzygać spory pomiędzy rywalizującymi promotorami i waśniącymi się DJami. Tym razem ich próba utrzymania stabilności nie powiodła się. Zaczęła się paranoja, zaczęły się strzelaniny, a policja waliła się z całych sił, by stłumić całą scenę, traktując UKG jako węzeł aktywności gangów.

Na pierwszy rzut oka, fenom popu w kremowym rogaliku nie miał z tym nic wspólnego. Jeśli So Solid Crew zostało potraktowane przez prasę jako lokalna odpowiedź na NWA, to Craig David był MC Hammer. W zdumiewająco protekcjonalnej, chudej lekturze kultury miejskiej, członkowie rządu Partii Pracy zaczęli papugować termin "złoty łańcuch i bez mózgu", demonizując UKG, który do tego momentu i tak zamieniał się w brud. David, nigdy nie wstydząc się rozłamu wychowawczego między swoją żydowsko-angielską matką w dni powszednie a swoim grenadyjskim ojcem w weekend, był sprowadzany do zestawu faux-streetowych haseł.

Były tam znaki ostrzegawcze: Pod koniec 2000 roku, gasnąca szmata Melody Maker opublikowała okładkę ogłaszającą "UK Garage My Arse!", wzywającą do zakazania dźwięku i rozszerzającą Born To Do It's artwork, aby pokazać czarnego mężczyznę o jasnej skórze, który nie wyglądał jak Craig David siedzący na toalecie. Rasowe podteksty nie były do końca subtelne. David prowadził pole na BRIT Awards w 2001 roku, ale przegapił wszystkie sześć swoich nominacji, nieudane powitanie z ledwo stłumionym mrokiem. Duńczykowi Bowersowi, jednej z czołowych postaci reklamy UKG, udało się jakoś przebrać w koszulkę z napisem "Craig Woz Robbed" na czas afterparty.

W 2002 roku w brytyjskiej telewizji zadebiutowała absurdalna komedia Bo Selecta!, której tytuł zaczerpnięto z "Re-Rewind". To był zabójczy cios. W centrum pokazu znajdowała się zamaskowana, podatna na nieszczęścia wersja Craiga Davida, z kozią bródką i zmasakrowanym, północnoangielskim browarem, który byłby równoznaczny z wystawieniem Jerry'emu Seinfeldowi remisu Down South. Karykatura nie była niczym innym jak celem, a jednak usychała tak samo. Jego menedżer eksplodowałby w gniewie na żyły za każdym razem, gdy zostałby przywołany jako pretekst do zemdlenia sprzedaży. Nieważne, jak ciężko walczył, by uciec z orbity garażowego świata, który go wystrzelił, Bo Selecta! pociągnął Davida z powrotem.

David próbował spojrzeć w dół w stronę krytyków na otwierającym go drugim albumie, Slicker Than Your Average z 2002 roku. Pozbył się resztek 2-stopniowego podpisu Hilla, pochwalił się sprzedażą około siedmiu milionów płyt i odebrał stojący knebel z "The Real Slim Shady" - tylko dwa i pół roku później. To był wyjątek na albumie anodyne, gloop duetów Sting, klubowe scenariusze, w których dziewczyny "bang jak instrumentaliści Dre", a na lekcjach niewyuczonych, kolejna rymowanka z przedszkola. Zaledwie rok po amerykańskiej premierze Born To Do It, Slicker pojawił się na No.32; trzeci album w ogóle nie został wydany w Stanach. Sen się skończył. Davidowi udało mu się przynajmniej sprawić, że jego dzikie lata pozostały w pamięci: Przeprowadził się do Miami, został podarty, założył zegarek, na którego twarzy widniało tylko słowo "TERAZ" i wypluwał głupoty w pogoni za głębią, która trzymała go w ryzach jak na razie... Powiedział co?! wzór spłukanej gwiazdy.

W połowie 2010 roku, kolejny pokaz satyryczny trenował swój obiektyw w brytyjskim garażu. People Just Do Nothing" skupiło się wokół Kurupt FM, bandy piratów radiowych w podmiejskim Londynie, trzymających się wyblakłego schematu sukcesu. Tym razem twórcy serialu byli prawdziwymi fanami UKG, którzy chcieli go przywrócić tak samo jak go wysłać. Parodie serialu były tak ostre, że sprowokowały wielu do konfrontacji z uśpionym pytaniem: Więc co jeśli kultura wokół garażu może być głupia? To było narodowe dziedzictwo zbyt czyste, by można je było przemycić jako winną przyjemności; brytyjski garaż powinien uczynić nas dumnymi z bycia Brytyjczykami.

We wrześniu 2015 r. przejęcie przez Kurupt radia na antenie BBC 1Xtra zaowocowało poważnym zamachem stanu: Craig David wpadłby na żywo do PA. W wyraźnie niespotykanym momencie, ledwo słychać "Fill Me In" powyżej wrzasków radości, gdy obsada programu przerywa charakter i tłumi powracającego syna marnotrawnego. David następnie wskakuje w freestyle'u nad "Where Are Now" Jacka Ü z typowo mrugajacymi tekstami - "Packin' on muscle like bars of protein/Melodies for days, you know what I mean?"-but for once, people were laughing with him. W sieci pojawiła się supernova. David miał proste przesłanie w mediach społecznościowych: "Dla tego żyję."

Nagle, niemożliwie, niepowstrzymanie, wszystko się zbliżało Craig. Z tyłu tego improwizowanego występu został podpisany kontrakt płytowy. Pod koniec roku Diplo opuścił scenę w londyńskim Major Lazer's Arena Show, pozwalając Davidowi zastąpić Biebera i ukraść grzmot podczas swojego megasha. Do 2016 roku David wyprzedawał areny na swoją własną trasę powrotną. Po My Intuition dał mu swój pierwszy album nr 1 od czasów Born To Do It. Uśmiech na twarzach ludzi został zastąpiony niewymuszonym uśmiechem.

Oglądanie Craiga Davida na Glastonbury Festival 2017 było jak oglądanie młodego Lionela Richie'go skrzyżowanego z wysoko rozstawioną telewizją. Ubrany na biało, sprintował przez scenę z nastoletnim vimem, uśmiechając się dziko. Po 20 minutach pancernych hymnów oznajmił, że da małą flarę swojego DJ-skiego pochodzenia - o coś, o co nikt nie prosił. Wyjechał z piony scenicznej z laptopem i parą pokładów, rozsianych po Fugees, Eve i House of Pain, i zakończył set nie przebojem, ale "16": odtworzeniem tej odkupicielskiej, wirusowej chwili w radiu, freestyle'u i w ogóle, na wypadek gdyby ludzie zapomnieli, że grał w długą grę i wygrał.

Bez względu na to, jak blisko tańczył do krawędzi okropności, jak bardzo starał się wyrwać porażkę z paszczy zwycięstwa, jak bardzo chciał, byśmy odeszli, publiczność była tam dla niego znowu. Oczekiwanie, kiedy wychodził na scenę, dławił się. Zgromadzony w czasie lunchu tłum był większy od tego dla Radiohead poprzedniej nocy: wielkości małego miasta, rozciągającego się w górę i nad horyzontem. Wziął oddech i dostał się prosto do niego. Było sporo do wypełnienia.

Zobacz także: 20 półkrótkich i półdługich fryzur, jak z najlepszych katalogów - modne fryzury 2020 >>